Ubuntu nie dla ludzi
Niestety, choć nigdy nie przypuszczałem, że napiszę takie słowa, Ubuntu jeszcze dla ludzi nie jest. Ale od początku. Grubo ponad 10 lat używałem (i nadal używam) różnych odmian Linux'a. Dawniej radość sprawiało mi tuningowanie swojego systemu, kompilacja kernela, sterowników, dopieszczanie FVWM do własnych potrzeb, pisanie wszystkiego co się dało w LaTeX'u. Jak to jednak bywa, z czasem zostałem tzw. "zwykłym użytkownikiem". Komputer z podmiotu zmienił się w przedmiot, który miał szybko i sprawnie wykonać to, co akurat miałem do wykonania. Odnalazłem Ubuntu i pełen nadziei wierzyłem, że z każdym nowym wydaniem będzie już tylko lepiej i Windows zostanie ostatecznie zdetronizowany. Niestety, bardzo się pomyliłem. Poniżej zebrałem najważniejsze problemy doskwierające mi podczas pracy z Ubuntu... i w zasadzie dyskwalifikujące go jako system dla domowego użytkownika (przynajmniej w mojej opinii):
Interfejs
Pomimo tego, że domyślny GNOME jest bardzo elegancki, to jednak wyjątkowo minimalistyczny. Z całym szacunkiem dla całego zespołu, ale chwalenie się widokiem "listy plików" w roku 2008 to już chyba lekka przesada. Co jednak najważniejsze, wszystkiego nie da się po prostu "wyklikać". Nie mogę wyklikać ustawień grub'a, cron'a, skonfigurować sieci jak należy, czy wielu innych, banalniejszych elementów. Wiem, że ktoś, gdzieś, kiedyś napisał odpowiednie nakładki graficzne, które będą edytowały pliki konfiguracyjne, ale nie mam zamiaru ich szukać i instalować, a potem jeszcze sprawdzać, czy aby na pewno poprawnie stworzyły zmieniane pliki. Wiem, że mogę uruchomić vim'a, czy emacs'a i sam sobie wyedytować, bo przecież jestem człowiekiem myślącym (jak argumentuje spora rzesza zapalonych zwolenników linux'ów). Ale mnie się po prostu już nie chce na to tracić czasu! Nie mam zamiaru się zastanawiać, albo szukać w sieci i na forach jak zrobić najbardziej podstawowe rzeczy, szkoda mi na to czasu i energii.
Ponadto, to co podobno jest wielką zaletą Linux'ów, a więc ich elastyczność pod względem interfejsu, dla mnie jest ogromną wadą. Cóż z tego, że mogę sobie wybrać KDE, icewm i dziesiątki innych menadżerów okien? Każdy z nich ma swoje wady i zalety, ale żaden nie daje pełnej możliwości graficznej obsługi systemu. KDE jest przerośnięty niczym ten uśmiechnięty zielony smok - i w dodatku po prostu nieestetyczny. Na wymagania sprzętowe zarówno GNOME jak i KDE spuszczę zasłonę milczenia. Bez 512MB pamięci nie ma w ogóle co marzyć o uruchomieniu tych środowisk. I co z tego, że pamięć jest dziś tania? Te 300MB potrzeba wczytywać za każdym razem do pamięci z dysku i to trwa i trwa. Komputery stają się coraz to szybsze, a ogólne wrażenie pracy z komputerem pozostało gorsze niż za czasów C64 z turbo loaderem. Przykre to, ale niestety prawdziwe - tony bibliotek dla programistów, aby nie musieli się zastanawiać co i jak napisać. Pamięć jest w końcu tania, dyski pojemne, a procesory szybkie, więc nie potrzeba się wysilać. Wracając jednak do interfejsu. Siadając przez dowolnym Windows XP, wiem czego się spodziewać i znam go niemal na pamięć. To jest bardzo prawidłowe podejście. Jest prosty i funkcjonalny.
Obsługa urządzeń
To największa bolączka systemów opartych o kernel Linux'a. Nie będę się wielce rozpisywał. Wystarczy, że chcę coś wydrukować i już niestety - niespodzianka. Pomimo ostatnio poczynionych sporych postępów w tej dziedzinie (moja drukarka została "rozpoznana"), nadal nie mogę drukować monochromatycznie, czy dwustronnie. Kiedyś bym po prostu wydawał jakieś magiczne polecenia do konwersji plików postscriptowych - teraz mnie się nie chce i nie mam na to czasu. Chcę coś szybko napisać i wydrukować, a nie zastanawiać się jak... zastanawiać mam się jedynie nad treścią tego, co mam do zrobienia - taka jest istota narzędzia, z którego się korzysta. Skaner totalnie bezużyteczny. Na szczęście z aparatami fotograficznymi i kartami dźwiękowymi jest znacznie lepiej. Karty graficzne oczywiście porażka. Potrzeba szukać specjalnych modeli, które łaskawie są wspierane. A nawet jeśli już działają, to np. mój Intel po zmianie wersji z 8.04 na 8.10 już przestał działać. Ot, taki upgrade sterowników.
Programy
I znów dystrybucje chwalą się posiadaniem w swoich repozytoriach tysięcy "pakietów". To jest jakieś wielkie nieporozumienie, ale rozumiem, że to jedyne wyjście w świecie, w którym nadal panuje "piekło zależności". W świecie, w którym aby zainstalować program, potrzeba zainstalować także bibliotekę X w wersji x, dla zainstalowania której potrzeba także biblioteki Y w wersji co najmniej y, dla zainstalowania której potrzeba... Bez repozytorium pakietów, użytkownik nie zapanowałby nad tym. Zaletą jest możliwość aktualizacji do najnowszych stabilnych wersji programów. Ale wada jest znacznie poważniejsza. Twórcy dystrybucji narzucają mi zestaw oprogramowania, z którego mogę korzystać i w dodatku wersje tego oprogramowania, że niby w trosce o moje bezpieczeństwo. Jako zwykły użytkownik, chcę mieć wybór. Chcę mieć możliwość zainstalowania dowolnego programu ściągniętego z sieci w dowolnej wersji i nie zastanawiać się, czy będzie zgodna z moją dystrybucją oraz czy posiadam zainstalowane dziesiątki bibliotek w odpowiednich wersjach, albo co gorsza, skompilować sobie program samemu. To jest jedno wielkie nieporozumienie.
Niestabilność
Tu pewnie większość zwolenników Linux'a rozszarpała by mnie gołymi rękami wytykając palcami słynne blue screen'y Windows'a. No ale niestety - z Windows także pracuję wiele lat po wiele godzin dziennie i od czasów Windows XP cały system zawiesił mi się dosłownie kilka razy, a to tylko dlatego, że udało mi się napisać program, który do takiego stanu rzeczy doprowadzał. Ubuntu za to, zawiesza się bardzo chętnie i z niewiadomych przyczyn... najczęściej z powodu sterowników karty graficznej, obsługi APIC itd.. Większość problemów można oczywiście obejść wyłączając te, czy inne funkcjonalności, ale co mnie to obchodzi? Dla mnie system nie działa i nie mam zamiaru się z nim męczyć, a w dodatku naraża moją pracę na straty.
Na koniec
Podsumowując, osobiście moja wizja systemów "dla ludzi" opartych na kernelu Linux'a jest taka, że z tego co jest dzisiaj, zostawiłbym jedynie właśnie kernel. Resztę by trzeba po prostu napisać od zera, a nie opierać się na setkach pakietów z lat 60.. Od zera powinien zostać przemyślany i stworzony "jeden" interfejs użytkownika, z jednym i spójnym API dla programistów. I dosłownie wszystko co najważniejsze musi się dać wyklikać - bez tego, system jest bezużyteczny.
Tymczasem, jako zwykły użytkownik mówię Linux'owi "do zobaczenia". Szkoda mi czasu nawet na dalszą dyskusję o nim, bo i tak znam niemal wszystkie argumenty jego maniakalnych zwolenników (sam byłem nim przez wiele lat). Niech sobie Linux'y pracują na maszynach, na których najlepiej się sprawdzają, czyli na serwerach, o których istnieniu zwykły użytkownik nie musi nawet wiedzieć.
Interfejs
Pomimo tego, że domyślny GNOME jest bardzo elegancki, to jednak wyjątkowo minimalistyczny. Z całym szacunkiem dla całego zespołu, ale chwalenie się widokiem "listy plików" w roku 2008 to już chyba lekka przesada. Co jednak najważniejsze, wszystkiego nie da się po prostu "wyklikać". Nie mogę wyklikać ustawień grub'a, cron'a, skonfigurować sieci jak należy, czy wielu innych, banalniejszych elementów. Wiem, że ktoś, gdzieś, kiedyś napisał odpowiednie nakładki graficzne, które będą edytowały pliki konfiguracyjne, ale nie mam zamiaru ich szukać i instalować, a potem jeszcze sprawdzać, czy aby na pewno poprawnie stworzyły zmieniane pliki. Wiem, że mogę uruchomić vim'a, czy emacs'a i sam sobie wyedytować, bo przecież jestem człowiekiem myślącym (jak argumentuje spora rzesza zapalonych zwolenników linux'ów). Ale mnie się po prostu już nie chce na to tracić czasu! Nie mam zamiaru się zastanawiać, albo szukać w sieci i na forach jak zrobić najbardziej podstawowe rzeczy, szkoda mi na to czasu i energii.
Ponadto, to co podobno jest wielką zaletą Linux'ów, a więc ich elastyczność pod względem interfejsu, dla mnie jest ogromną wadą. Cóż z tego, że mogę sobie wybrać KDE, icewm i dziesiątki innych menadżerów okien? Każdy z nich ma swoje wady i zalety, ale żaden nie daje pełnej możliwości graficznej obsługi systemu. KDE jest przerośnięty niczym ten uśmiechnięty zielony smok - i w dodatku po prostu nieestetyczny. Na wymagania sprzętowe zarówno GNOME jak i KDE spuszczę zasłonę milczenia. Bez 512MB pamięci nie ma w ogóle co marzyć o uruchomieniu tych środowisk. I co z tego, że pamięć jest dziś tania? Te 300MB potrzeba wczytywać za każdym razem do pamięci z dysku i to trwa i trwa. Komputery stają się coraz to szybsze, a ogólne wrażenie pracy z komputerem pozostało gorsze niż za czasów C64 z turbo loaderem. Przykre to, ale niestety prawdziwe - tony bibliotek dla programistów, aby nie musieli się zastanawiać co i jak napisać. Pamięć jest w końcu tania, dyski pojemne, a procesory szybkie, więc nie potrzeba się wysilać. Wracając jednak do interfejsu. Siadając przez dowolnym Windows XP, wiem czego się spodziewać i znam go niemal na pamięć. To jest bardzo prawidłowe podejście. Jest prosty i funkcjonalny.
Obsługa urządzeń
To największa bolączka systemów opartych o kernel Linux'a. Nie będę się wielce rozpisywał. Wystarczy, że chcę coś wydrukować i już niestety - niespodzianka. Pomimo ostatnio poczynionych sporych postępów w tej dziedzinie (moja drukarka została "rozpoznana"), nadal nie mogę drukować monochromatycznie, czy dwustronnie. Kiedyś bym po prostu wydawał jakieś magiczne polecenia do konwersji plików postscriptowych - teraz mnie się nie chce i nie mam na to czasu. Chcę coś szybko napisać i wydrukować, a nie zastanawiać się jak... zastanawiać mam się jedynie nad treścią tego, co mam do zrobienia - taka jest istota narzędzia, z którego się korzysta. Skaner totalnie bezużyteczny. Na szczęście z aparatami fotograficznymi i kartami dźwiękowymi jest znacznie lepiej. Karty graficzne oczywiście porażka. Potrzeba szukać specjalnych modeli, które łaskawie są wspierane. A nawet jeśli już działają, to np. mój Intel po zmianie wersji z 8.04 na 8.10 już przestał działać. Ot, taki upgrade sterowników.
Programy
I znów dystrybucje chwalą się posiadaniem w swoich repozytoriach tysięcy "pakietów". To jest jakieś wielkie nieporozumienie, ale rozumiem, że to jedyne wyjście w świecie, w którym nadal panuje "piekło zależności". W świecie, w którym aby zainstalować program, potrzeba zainstalować także bibliotekę X w wersji x, dla zainstalowania której potrzeba także biblioteki Y w wersji co najmniej y, dla zainstalowania której potrzeba... Bez repozytorium pakietów, użytkownik nie zapanowałby nad tym. Zaletą jest możliwość aktualizacji do najnowszych stabilnych wersji programów. Ale wada jest znacznie poważniejsza. Twórcy dystrybucji narzucają mi zestaw oprogramowania, z którego mogę korzystać i w dodatku wersje tego oprogramowania, że niby w trosce o moje bezpieczeństwo. Jako zwykły użytkownik, chcę mieć wybór. Chcę mieć możliwość zainstalowania dowolnego programu ściągniętego z sieci w dowolnej wersji i nie zastanawiać się, czy będzie zgodna z moją dystrybucją oraz czy posiadam zainstalowane dziesiątki bibliotek w odpowiednich wersjach, albo co gorsza, skompilować sobie program samemu. To jest jedno wielkie nieporozumienie.
Niestabilność
Tu pewnie większość zwolenników Linux'a rozszarpała by mnie gołymi rękami wytykając palcami słynne blue screen'y Windows'a. No ale niestety - z Windows także pracuję wiele lat po wiele godzin dziennie i od czasów Windows XP cały system zawiesił mi się dosłownie kilka razy, a to tylko dlatego, że udało mi się napisać program, który do takiego stanu rzeczy doprowadzał. Ubuntu za to, zawiesza się bardzo chętnie i z niewiadomych przyczyn... najczęściej z powodu sterowników karty graficznej, obsługi APIC itd.. Większość problemów można oczywiście obejść wyłączając te, czy inne funkcjonalności, ale co mnie to obchodzi? Dla mnie system nie działa i nie mam zamiaru się z nim męczyć, a w dodatku naraża moją pracę na straty.
Na koniec
Podsumowując, osobiście moja wizja systemów "dla ludzi" opartych na kernelu Linux'a jest taka, że z tego co jest dzisiaj, zostawiłbym jedynie właśnie kernel. Resztę by trzeba po prostu napisać od zera, a nie opierać się na setkach pakietów z lat 60.. Od zera powinien zostać przemyślany i stworzony "jeden" interfejs użytkownika, z jednym i spójnym API dla programistów. I dosłownie wszystko co najważniejsze musi się dać wyklikać - bez tego, system jest bezużyteczny.
Tymczasem, jako zwykły użytkownik mówię Linux'owi "do zobaczenia". Szkoda mi czasu nawet na dalszą dyskusję o nim, bo i tak znam niemal wszystkie argumenty jego maniakalnych zwolenników (sam byłem nim przez wiele lat). Niech sobie Linux'y pracują na maszynach, na których najlepiej się sprawdzają, czyli na serwerach, o których istnieniu zwykły użytkownik nie musi nawet wiedzieć.
Komentarze
Prześlij komentarz